Obiecałam zdjęcia obrusu. Są to ostatnie zdjęcia tego obrusu przed pokapaniem olejem od śledzika, zachlapaniem zupką piernikową oraz udoskonaleniem wzoru czerwonym winem. Czy mam do kogoś żal? Nie. W końcu był do używania. Plamy może zejdą. A jak nie, to trudno. Płakać nie będę.
Teraz kosmetyczka. Uszyłam ją według instrukcji, którą zapamiętałam ze spotkania Patchworku Cokolwiek Pomorskiego, kiedy Małgosia uczyła nas szycia kosmetyczek.
I na koniec dzisiejszy uszytek. Potrzebowałam zeszytu do projektu, w którym będę brała udział od 5 stycznia. Lubię ostatnio mieć ładne rzeczy, by z nich korzystać. Więc do brzydkiego zeszytu, który kupiłam, dorobiłam ładną okładkę:)
Pozdrawiam
Karolina z Pracowni pod Aniołem
Plamy złażą od tego mydełka oktorym mi sama mowiłaś. Okładka super!
OdpowiedzUsuńFajne i różnorodne :) Podziwiam za odwagę użycia obrusa :D
OdpowiedzUsuńMam w szafie niewykorzystanych dosyć. Niedokończonych z obawy przed plamami. Zaraz mi je mole zjedzą :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, co tam plamy jak piękna rzecz cieszy! Przede wszystkim zużywa się życie, cała reszta to... pikuś :)
OdpowiedzUsuńDzięki Twojej pięknotce mam chęć na okładkę :)