poniedziałek, 27 czerwca 2016

Farbowanie w Szkole Patchworku z Marzeną Krzewicką

W gorącą sobotę pojechałam z Elą pod Warszawę do Szkoły Patchworku. Kurs farbowania tkanin prowadziła Marzena Krzewicka. Najpierw była część teoretyczna. Bardzo zrozumiale wyłożona. Marzena cierpliwie odpowiadała na nasze pytania i rozwiewała wątpliwości. Potem nastąpiło szaleństwo farbowania. Dowolność wypróbowania omówionych metod oraz styl dowolny. Ania Sławińska z Gieniem dbali by niczego nam nie zabrakło.  Poniżej zdjęcie ogółu szmatek.


 tu szmatka farbowana metodą na ścisk


 Shibori


Mandala


Ślimak - zawijas


Kurs bardzo mi się podobał, polecam kurs początkującym jak i zaawansowanym. Mimo, że już farbowałam nauczyłam się bardzo dużo. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie próbowała robić wszystkiego pod linijkę. Ale wiecie co ? przy farbowaniu się nie da. W związku z tym zawijasek jest asymetryczny :) a ja próbuję złapać trochę luzu i dystansu:)

Pozdrawiam serdecznie.
Karolina z Pracowni pod Aniołem

czwartek, 23 czerwca 2016

Serwetka - cała wiosna

Znowu głupi tytuł ale jak rozpoznać kolejne serwetki? tą robiłam w chwilach, czyli wtedy kiedy Jagusia była na zajęciach lub na wieczornych pokazach filmowych ewentualnie na meczach. Od kwietnia czyli długo.
Zdjęcia od szczegółu do ogółu.



Ogół jeszcze napięty :)

Pozdrawiam serdecznie
Karolina z Pracowni pod Aniołem

niedziela, 19 czerwca 2016

Spotkanie z Ajką z "prostego bloga"


W piątek byłam na spotkaniu autorskim  z Anną Mularczyk- Meyer autorką książek "Minimalizm po polsku" i "Minimalizm dla zaawansowanych" oraz bloga "prosty blog". Obie mam i zaglądam do nich regularnie a na blogu czytam każdy wpis. Ajka okazała się bardzo miłą, spokojną i rzeczową osobą. Opowiadała o swojej przemianie z postawy konsumpcyjnej w minimalistyczną i dojściu do fazy zdroworozsądkowej. Opowiadała o potrzebie zrozumienia siebie, swojego ciała i pracy jaką trzeba wykonać aby je poznać. Mówiła też o pracy nad związkami międzyludzkimi, czasie, szczerości i granicach. I, że pozbywanie się rzeczy to początek poznawania siebie i swoich potrzeb. Półtorej godziny minęło.
A teraz wnioski. Po spotkaniu uświadomiłam sobie, że nawet gdy już pracowałam nad ograniczeniem ilości przedmiotów bezwiednie popełniałam błędy. Kupiłam na przykład szafkę na książki kucharskie. Czemu to błąd? po pierwsze mam do tych książek utrudniony dostęp, po drugie i tak przepisów szukam w intrenecie więc po co mi książki kucharskie i szafka do nich?  Ale zakup dużej szafy do szmat to nie błąd :) To tak na marginesie. Ale jak wiemy nie o ilość rzeczy, przedmiotów chodzi a o związki, które nas rozwijają, sprawiają przyjemność, są dla nas korzystne lub wręcz odwrotnie. Wiem już, że niektórzy mają na mnie niszczący wpływ i niekoniecznie chcę z nimi w takiej formie przebywać - albo oni zmienią temat rozmów i porzucą próby manipulacji albo natkną się na moją granicę :) Bardzo trudno zrobić taki ruch zwłaszcza gdy jesteśmy uwikłani w zależności rodzinne, finansowe, pracę, przyzwyczajenie, lub ta druga połówka tego kogoś lubi. Ale aby bronić siebie, swojego dobrego samopoczucia, nerwów i swojego dobrego dnia trzeba to przeprowadzić.
Mogłabym jeszcze długo pisać o tym co było na spotkaniu, drobnych przyjemnościach i dostrzeganiu ich wokół nas, o historii minimalizmu, o samodyscyplinie i mnóstwie innych rzeczy. Polecam przeczytać obie książki. I niekoniecznie zostać minimalistą ale używać minimalizmu jako narzędzia do poznania siebie.
A wniosek główny po spotkaniu? Całe życie człowiek musi się poznawać aby móc się rozwijać.


Zdjęcie bez związku z tematem, poza faktem, że moja Luiza jest dla mnie drobną przyjemnością:)

Pozdrawiam serdecznie
Karolina z Pracowni pod Aniołem

wtorek, 7 czerwca 2016

Oszczędnościowe 16 łatek


Dostałam niespodzianie dwa dni wolne. Żal byłoby nie wykorzystać. No to siadłam do maszyny, tym bardziej, że poduszka z poprzedniego wpisu już jest u nowej właścicielki. Ale co by tu uszyć. Poduszkę to wiadomo :)  Hmmm.... Chwilę się zastanawiałam bo czego ja już nie szyłam. No właśnie. Szyłam różne skomplikowane wzory pp i duże narzuty ale nie szyłam podstaw patchworku. Więc wzięłam książkę "Patchwork krok po kroku" i stwierdziłam, że to jest to. Przerobię sobie podstawy  patchworku. Czy nie zaniżam sobie poprzeczki? Myślę raczej, że uzupełniam braki w nauce. 
Na pierwszy ogień poszedł prosty wzór nazwany w tej książce "oszczędnościowe 16 łatek". Wzór prosty, idealny do nauki "schodzenia się w dzióbek". 



Na powyższym zdjęciu szczegół tkaniny i  udane schodzenie się w dzióbek.
Poduszka ma już zaplanowanego właściciela. Mam nadzieję, że trafiłam z kolorem.

Pozdrawiam serdecznie
Karolina z Pracowni pod Aniołem.

niedziela, 5 czerwca 2016

Prawo obdarowanego

Obiecałam Siostrze, że sprawdzę jej tutorial na szycie znikającej dziewięciołatki. Przestrzegałam dokładnie instrukcji i szyło mi się bardzo dobrze. Może w to trudno uwierzyć ale szyłam znikającą dziewięciołatkę po raz pierwszy:) Poniżej poduszka z wykorzystaniem "sprawdzenia tutorialu"


A teraz skąd tytuł.
 Mam ostatnio przemyślenia dotyczące przywiązania do swoich prac. Pamiętam, że jako młoda dziewczyna zrobiłam na szydełku serwetkę z zielonego kordonka. Miała wzór w margaretki i jak na moje możliwości wtedy była dosyć duża czyli ok 40cm średnicy. Była piękna w moim odczuciu. Podarowałam ją Mamie. I jakie było moje zdziwienie gdy pewnego dnia zobaczyłam ją ułożoną na pralce. Poczułam się urażona. Tyle mojej pracy i leży na pralce... Więcej nie będę robiła... Mama nie potrafi docenić. - takie myśli długo kołotały mi się po głowie. Przywiązuję się do moich prac - w końcu poświęcam im sporo myśli, pracy i czasu. Długo mi zajęło przepracowanie w głowie praw obdarowanego.  Ale skoro decyduję się oddać coś to muszę to ODDAĆ. I koniec. Nie powinno mnie obchodzić co obdarowany zrobi z  moją pracą. To jego wybór i już jego przedmiot. Gdyby każda mała chińska dziewczynka zastanawiała się co się dzieje z przedmiotami, które wykonuje to by zwariowała :) Obdarowany może przekazać dalej moje (niemoje) dzieło, trzymać je w szafie albo powiesić w piwnicy. Jego wybór. Po latach stwierdziłam, że ta serwetka to nawet na tej pralce lepiej się czuła niż w zapchanej szafie :)
Generalnie stosunek pomiędzy twórcą a odbiorcą jest trudną relacją. Różni artyści w różny sposób sobie z tym radzili ale chyba najsłynniejszy był Witkacy i jego Firma Portretowa. Tutaj znajdziecie jej regulamin


Pozdrawiam serdecznie
Karolina z Pracowni pod Aniołem
PS. Ciekawe czy Mama ma nadal gdzieś tę serwetkę?

Odpowiedź na to pytanie nadeszła szybciej niż się spodziewałam. Ela była u mamy i od razu poszukały w szafie :)



sobota, 4 czerwca 2016

Ogród 2016 i trochę innych

Co roku pokazuję Wam zdjęcia z mojego mini-ogrodu. Nie jest to ogród ozdobny, ani w pełni warzywny, pełni on funkcję dodatkowego pokoju gdy jest ciepło i placu zabaw dla Jagusi. Co roku staram się zrobić jakieś nowe ustawienie lub nową roślinkę. W tym roku króluje róża, nie byle jaka róża ale arystokratka Louise Odier.  Jest piękna a jeszcze piękniej pachnie. Zakwitła a to jej pierwszy rok :) Pilnują jej pieski od Pracowni z Innej Bajki. Pieski dzielnie przetrwały zimę i dzieci w wieku różnym :)








Poniżej widok ogólny na ogród w centralnej części Rafał malujący części do nowej lampy.

 

A tak wygląda lampa po pomalowaniu i złożeniu. Widzę w Rafale godnego następce jeśli chodzi o kreatywność i twórczość.


A na koniec pomidorki. Po zeszłorocznej klęsce urodzaju kupiłam cztery sadzonki. Mają być żółte, gruszkowe i dwa koktajlowe. Na razie koktajlowe nie wyglądają na koktajlowe ale poczekamy. Poza tym w moim ogrodzie jest pełno siewek pomidorów. Wyrywam je jak chwasty:) a one ciągle się pojawiają w zaskakujących miejscach na przykład w hortensjach :) to skutek wrzucania pomidorków do kompostu.


Pozostało kilka zakątków których nie pokazałam. Stworzyłam grządkę kwiatową pod oknami od strony podwórka. Ściągam tam różne "chwaściki". Mam dwie grządki wzniesione jedną z czosnkiem i cukinią a drugą z koperkiem, pietruszką i poziomkami. Wiem, że to egzotyczna mieszanka.
Poza moim ogródkiem aby "nagrzebać" się w ziemi jeżdżę do Taty na działkę. Poszaleliśmy z Tatusiem i mamy prawie przyzwoity warzywnik. Tatuś twierdzi, że z buraczkami to na targ będziemy musieli iść, a ja obawiam się o zatrważającą ilość cebuli i czosnku :) Ale zabawę mamy przednią. Walczymy z perzem i skrzypem polnym, a także z "psianką". No i podlewamy bo dziwnym trafem deszcze jakoś omijają okolicę :)

Rozumiecie więc, że w związku z takim zagrzebaniem się w ziemi nie mam zbyt wiele czasu na działalność tfurczą *. Coś tam grzebię szydełkiem, coś mam na maszynie, a coś w planach. ale o tym następnym razem.

Pozdrawiam serdecznie
Bardzo Przyziemna Karolina z Pracowni pod Aniołem

*celowe